pfronlogonew fio ASOS  Facebook-Logo-60x60
Nasza Szata


LapisEvents baner www

    

IV Integracyjny Rejs Płynący Obłok

Nie ma na świecie większych farciarzy jak my. Była godzina 3:35 baaaaardzo rano. Temperatura zewnętrzna wahała się pomiędzy -1 a 1oC, a temperatura naszych ciał jednostajnie spadała. Lecz nic nie mogliśmy na to poradzić. My, czyli Pan Sławek, Janek, Kajtek i Patryk – JA, stojąc przed budynkiem gimnazjum oczekiwaliśmy na dwie pozostałe uczestniczki naszej wyprawy. Mięło 10 minut i nadal nie było od nich żadnych wiadomości. Było nam strasznie zimno więc zrobiliśmy jedno kółko wokół szkoły. Nie przyniosło to jednak oczekiwanego rezultatu. Byliśmy jedynie zdyszani. Po dłuższym oczekiwaniu nadeszła wiadomość: "Właśnie wyjechaliśmy z domu, bardzo przepraszamy". Dobra – myślimy sobie – możemy im to wybaczyć. Wkrótce zjawiły się zguby wraz z tatą Wiktorii, który miał za zadanie nas dowieść na rejs. Spakowaliśmy nasze bagaże i wyruszyliśmy w kilkugodzinną podróż na Mazury. Około godz. 8:00, po uprzednim krótkim błądzeniu, dotarliśmy do portu: "Korektywa" w Piaskach nad jeziorem Bełdany. Przywitała nas tam Pani Jola z Panem Bogdanem. Pokazali nam jacht, na którym mieliśmy żeglować, czyli "Płonący Obłok". Zapoznaliśmy się ze skomplikowaną obsługą kamizelek ratunkowych, które ufundowało Starostwo Powiatowe w Otwocku. JA służyłem za model :). Po tym krótkim szkoleniu, zjedliśmy pierwsze śniadanie na naszej łajbie i przy kubku smacznej herbatki rozmawialiśmy o tym co nas czeka. W oczekiwaniu na przyjście kapitana, ćwiczyliśmy węzły. Gdy poznaliśmy dowódcę naszego rejsu i wymieniliśmy uściski dłoni, przystąpiliśmy do nauki obsługi jachtu. Uczyliśmy się rozstawiania żagli i nazw wszystkich elementów, lin i ich przeznaczenia. Po takim wstępie, mogliśmy w końcu wyruszyć w oczekiwany rejs. NARESZCIE !!! :) Zostaliśmy podzieleni na wachty i każdy dostał swoje zadanie. Kto chciał, mógł zasiąść za sterem i posmakować prawdziwej przygody. Pierwszym naszym portem były Mikołajki. Przypłynęliśmy tak w godzinach popołudniowych i zostaliśmy do ranka następnego dnia. W związku z tym, że dotarliśmy do cywilizacji, postanowiliśmy znaleźć to, co według nas było bezcenne – WiFi :) Po długim spacerze po mieście w poszukiwaniu Internetu, znaleźliśmy go pod samym nosem. Był on w restauracji "Kuchnie Świata" na drugim końcu mostu, przy którym stał nasz jacht. Przed kolacją kapitan zarządził czyszczenie jachtu, więc Kajtek z Panem Sławkiem złapali za wiadro i mop. Wieczorem zjedliśmy kolację, którą wcześniej wspólnie przygotowaliśmy. Potem rozeszliśmy się do swoich kajut i położyliśmy w wygodnych kojach. Nie od razu zasnęliśmy. Jeszcze dość długo rozmawialiśmy i śmialiśmy się, ale staraliśmy się szanować sen drugiego człowieka. Nazajutrz, mimo tego że późno poszliśmy spać, obudziliśmy się pełni energii i gotowi na kolejne wyzwania. Niestety pogoda nie była już taka piękna jak poprzedniego dnia. Było pochmurno, zimno i wiał zimny, ale słaby wiatr. Mimo tego halsowanie po Śniardwach sprawiło nam niesłychaną radość. Ten odcinek naszej podróży był wyjątkowo męczący, więc gdy przybyliśmy do Okartowa, byliśmy praktycznie nieżywi. Całe szczęście nie musieliśmy gotować, a tym bardziej zmywać naczyń. Znajoma kapitana zaprosiła nas na obiad, który był pyszny i syty. Gdy wróciliśmy na pokład, kapitan pokazał nam grę karcianą o nazwie "Płynący Obłok" zaś po tym wszyscy zasiedliśmy do gry pt.: "Giełda". Jak się można było domyśleć, kapitan jako zaawansowany gracz, zebrał największą ilość punktów. Zabawa była przednia i emocji co niemiara, tylko czemu znów poszliśmy spać tak późno...?
Kolejny dzień naszego rejsu był najbardziej słoneczny, ale niestety był to dzień ostatni. Wszyscy z wielkim żalem rozmyślaliśmy o tym, że nasza wielka mazurska przygoda za kilka godzin się skończy. W trakcie powrotu do portu macierzystego, pakowaliśmy nasze rzeczy i wymyślaliśmy wpis do księgi pamiątkowej. Wpłynąwszy do portu w Piaskach, pewien mężczyzna nie kryjąc entuzjazmu, krzyknął : "Ale piękna łódź, pływacie na czymś naprawdę cudownym". Inni ludzie na kei też nie kryli zachwytu. Byliśmy dumni i szczęśliwi. Gdy zacumowaliśmy rozpoczęło się wielkie zamieszanie. Trzeba było zrobić klar na jachcie. Wypakować swoje rzeczy, potem odkurzyć messę, wymyć pokład i poukładać naczynia. Jacht musiał ładnie i dumnie prezentować się w porcie.
Niestety nasza podróż dobiegła końca. Ostatnia bandera i podziękowania "Ahoj!!!" - to nasze ostatnie wspomnienia z "Płynącego obłoku".

Rejs odbył się 25 - 27.05.2012r.